sobota, 2 marca 2019

Słowa mają wielką moc... Mów własnym głosem. 50 lekcji jak głosić swoją prawdę autorstwa Reginy Brett.

O kim mowa? : 

Regina Brett to dziennikarka,która została dwukrotnie uhonorowana Nagrodą Pulitzera. Jej felietony zyskały uznanie na całym świecie. Jest autorką  takich książek jak  "Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu", "Jesteś cudem. 50 lekcji jak uczynić niemożliwe możliwym", "Bóg zawsze znajdzie Ci pracę. 50 lekcji jak szukać spełnienia." oraz "Kochaj. 50 lekcji, jak pokochać siebie,swoje życie i ludzi wokół". Z okazji premiery jej najnowszej książki "Mów własnym głosem" Regina po raz kolejny udała się w trasę promocyjną po Polsce. Autorka uwielbia naszą ojczyznę, w swoich tekstach wielokrotnie wspomina o Polsce, a na recenzowanej dziś przeze mnie  pozycji widniej wyjątkowa dedykacja, " Dla Polek i Polaków. Sprawiacie, że czuję się w waszym kraju jak w domu".  Pani Brett jest dla mnie naprawdę wyjątkową osobą. Podziwiam ją, za jej osobowość i pasję; przeszła naprawdę wiele w swoim życiu, ale  nie poddała się. W jej tekstach  każdy znajdzie coś dla siebie. Słowa, które wychodzą spod jej pióra są niemal terapeutyczne, działają jak plaster przyklejony na krwawiącą ranę. Kiedy dowiedziałam się, że autorka ma ponownie zawitać do Polski, stwierdziłam, że koniecznie muszę się z nią spotkać i porozmawiać. Poznać kogoś, kto tworzy tak bliskie mi książki. Niestety miasto, do którego miałabym najbliżej tym razem nie zostało uwzględnione w promocyjnej trasie.  Zostaje mi czekać na następną okazję, a was zaprosić do dalszej części recenzji :) 

"Mów własnym głosem" : 


"Mów własnym głosem",  to zbiór 50 lekcji. Książka jest podzielona na sześć działów obejmujących lekcje o poszczególnych, podobnych tematach. Wszystko kręci się wokół słów, tego jak znaleźć w sobie odwagę i jak głosić swoją prawdę. Regina Brett porusza obszerne spektrum ważnych i aktualnych  tematów; skupia się na przemocy seksualnej, której sama doświadczyła, pokazuje jak ważne jest,aby posiąść   trudną  umiejętność  mówienia "nie" i wstawiać się za innymi, potrzebującymi pomocy. Autorka pokazuje nam jak ogromną moc potrafią mieć słowa; mogą zmienić świat, wyzwolić nas od krzywd, ale jednocześnie załamać kogoś innego. Dobierajmy je ostrożnie, z rozwagą, mając świadomość jak wielkie konsekwencje mogą za sobą nieść; jednocześnie nie bójmy się odmówić i wyrazić, tego co czujemy. Ogromnym plusem dla mnie, są również lekcje na tematy związane z tworzeniem, redagowaniem i wydawaniem własnych tekstów. Regina Brett nie tylko na początku zwraca się z podziękowaniami do polskich czytelników; wśród jej lekcji znajdują się takie, w których opowiada o Polsce, bolesnych kartach biało-czerwonej  historii i  bohaterskich czynach naszych rodaków, które mogą nas wiele nauczyć.  Uważam, że w jej książkach każdy znajdzie coś dla siebie. Tematy lekcji są różnorodne i bliskie w jakimś stopniu każdemu z nas. Autorka posługuje się  prostym językiem, jej styl jest bardzo przyjemny i działający na wyobraźnię.  Podsumowując, uważam, że "Mów głosem. 50 lekcji jak głosić swoja prawdę",  to książka  bardzo potrzebna i pełna wartości. Warto się z nią zapoznać, tak jak i z innymi dziełami autorki.

A jak odnaleźć swój głos? 

Pozornie to wydaje się naprawdę proste. W końcu, co trudnego może być w wyrażaniu własnej opinii albo udzieleniu odmowy, kiedy coś nam się nie podoba ?  Prawda jednak jest taka, że naprawdę wiele rzeczy. Wśród nas są różni ludzie. Jedni nie przejmują się opinią innych, nieskrępowanie i bez cienia strachu wyrażają swoje zdanie, a sformułowanie "nie, nie zgadzam się" i temu podobne  przechodzi im przez gardło z łatwością. Jest też druga grupa i tutaj sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. Czasami ciężko im wykazać się asertywnością, a swoje zdanie wolą zatrzymać dla siebie z wielu różnych powodów. Czasami jest to strach przed osądzeniem, samotnością, a czasami po prostu wolą zatrzymywać swoje przemyślenia dla siebie. I to wszystko, sposób postępowania każdej osoby z tych dwóch grup, jest jak najbardziej w porządku. Ludzie są różni, każdy z nas jest inny i niepowtarzalny. Nawet kiedy podzieliłam ludzkość na dwie grupy, to i tak w jednej grupie znajdą się ludzie, którzy zachowują się  podobnie, ale nie zawsze z  tych samych pobudek. Ludzie, którzy są asertywni albo nie mają problemów z wyrażaniem własnego zdania, również mogą czuć strach albo dyskomfort przed zrobieniem tego. Jednak osoba, która nie lubi dzielić się swoimi przemyśleniami z innymi przez osobowość jaką posiada albo sposób w jaki wyraża uczucia, to zupełnie coś innego niż ktoś, kto boi się to zrobić, czuje dyskomfort, kiedy musi się komuś przeciwstawić i tak dalej. Tutaj główną różnicą jest strach. Ja należę do tej drugiej grupy osób. Zawsze byłam raczej nieśmiała i nieco niepewna siebie. Ciągle towarzyszyła mi obawa przed wyrażaniem własnego zdania. Może wam się wydawać, że to taki trochę paradoks, skoro boję się wyrażać własne zdanie, a właśnie piszę o nim w internecie, ale czuję, że dzięki pisaniu mogę najlepiej wyrazić siebie. Tworzenie słowa, jak bardzo lubię nazywać pisanie, to moja pasja; pisząc potrafię lepiej i konkretniej wyrazić swoje myśli, daje mi możliwość ich większego sprecyzowania. Zresztą wszelkie same słowa są mi bardzo bliskie, książki to zdecydowanie ważna część mojego życia. Uważam, że umiejętność wyrażania swojego zdania jest niemiernie ważna. Każdy ma prawo do posiadania swojej opinii i jej wyrażania, oczywiście nie obrażając i szanując zdanie innych.   Przejdźmy teraz to kwestii asertywności i odmowy, bo to naprawdę bardzo ważna sprawa.  Boimy się powiedzieć "nie" z różnych powodów; obawiamy  się osądzenia, krzywych spojrzeń, tego, że ktoś zacznie na nas nieprzychylnie patrzeć, kiedy mu odmówimy.  Ostatnio trochę o tym myślałam i doszłam do wniosku, że gdyby ktoś rzeczywiście obraził by się na nas  za to, że mamy inne zdanie niż on albo odmówimy zrobienia czegoś, to raczej nie jest to osobą, z którą faktycznie warto utrzymywać znajomość.  Ludzie  naruszają nasze granice, ale często  to my najpierw  dajemy im na to przyzwolenie.  Pomoc oferowana komuś, to piękny prezent, dopóki ty czujesz się w porządku. Naprawdę warto pomagać, jednak ważne jest to, żeby ten komu daną pomoc oferujemy, doceniał nasz czas i pracę poświęconą dla niego. Takie przyzwolenie na naruszanie naszych granic  prowadzi to złego samopoczucia, stresu i często obniżonego poczucia własnej wartości. Musimy pamiętać, że w tym wszystkim "ja" i moje samopoczucie jest jedną z najważniejszych rzeczy. Oczywiście, nie chodzi mi o to, że powinniśmy w ogóle przestać pomagać  albo być nieuprzejmym dla innych, tylko szanować siebie i swoje samopoczucie. Ja cały  staram się doskonalić w byciu  asertywną; cóż nie zawsze mi to wychodzi, ale jak mówi przysłowie "trening czyni mistrza" :) Na koniec życzę i sobie i wam, żebyśmy potrafili zdobyć się na odwagę i po prostu być w pełni sobą :) 

Cześć! :) Bardzo was przepraszam za tak długą nieobecność. Niestety szkoła i ogrom obowiązków skutecznie utrudniały mi dodanie czegoś na bloga. Ale nareszcie udało mi się coś naskrobać! :) Jest to dla mnie recenzja bardziej osobista niż wszystkie pozostałe; oprócz standardowej opinii o książce postanowiłam podzielić się z wami moimi refleksjami na temat asertywności i strachu, który nas ogranicza. Koniecznie napiszcie mi, co sądzicie o takiej formie :) I jak to jest u was? W której grupie ludzi jesteście? Czytaliście  coś od Reginy Brett? Z wielką przyjemnością zapoznam się z waszymi opiniami :) 





sobota, 15 września 2018

Książki,placki i miłość (w tej kolejności)... czyli "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" Mary Ann Shaffer oraz Annie Barrows

Zdjęcie mojego autorstwa

Trochę o treści... : 

Jest rok 1946. Wojna już się skończyła,jednak odcisnęła niezatarte  piętno na całym świecie.
 Młoda pisarka Juliet podróżując po dotkniętej bombardowaniami Anglii promuje swoją książkę, jednocześnie poszukując tematu na  następną. Pozornie nic nie znaczący list sprawia,że Juliet dowiaduje się o działalności stowarzyszenia o intrygującej i niezwykłej nazwie. Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek powstało na  wyspie Guernsey,jeszcze za czasów okupacji. Zaciekawiona Juliet pragnie dowiedzieć się jak najwięcej o tej sprawie. Pisarka  postanawia stworzyć swoją kolejną książkę właśnie o wyspie oraz stowarzyszeniu.  Wymieniając listy z mieszkańcami Guernsey i członkami książkowego zgrupowania Juliet  coraz bardziej zbliża się do adresatów,zakochując się w opisywanym przez nich miejscu.


Bohaterowie :

Niezwykli,wyraziści, specyficzni,wyjątkowi,nieprzeciętni,niespotykani... Mam wymieniać dalej? :D Równie dobrze mogłabym przypasować do tej kategorii większość pozytywnych epitetów i określeń. Naprawdę świetna kreacja,pokochałam ich całym sercem. W niektórych momentach odczuwałam nawet chęć,aby wejść do środka książki i ich wszystkich przytulić. Każdy z nich jest wyjątkowy,każdy z nich ma swoją historię,a połączyła ich miłość do książek w strasznych czasach okupacji. Do grona moich ulubieńców zdecydowanie należą Elizabeth, Eben,Isola oraz oczywiście Juliet i Dawsey,ale tak naprawdę, to uwielbiam praktycznie wszystkie postacie występujące w tej powieści. 

Podsumowanie : 

"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" to powieść epistolarna,czyli napisana wyłącznie w formie listów,różnych zapisków bohaterów,zaproszeń i temu podobnych. Książka  napisana jest lekkim,przyjemnym,ale również bardzo bogatym językiem. Czytelnik odnajdzie tutaj liczne nawiązania do różnorodnych dzieł literackich,ze względu na miłość bohaterów do czytania. Jest to właściwie książka o książkach. O tym jaką moc ma kultura,jak potrafi zbliżyć do siebie ludzi i pokonać nawet największe bariery. Stowarzyszenie opisane na kartach powieści uważam za coś cudownego. Szukałam nawet informacji,czy istnieje ono naprawdę,niestety  jednak nie znalazłam żadnych potwierdzających to artykułów. Pozostaje mi jedynie odwiedzić wyspę Gurnsey,która istnieje również poza akcją książki i sama założyć takowe stowarzyszenie. Kto się pisze? :D Wydarzenia opisywane  przez Mary Ann Shaffer i Annie Barrows dzieją się również podczas drugiej Wojny Światowej. Jest to temat,o którym uwielbiam czytać,mimo że, praktycznie zawsze wywołuje on we mnie wzruszenie oraz łzy. Pomimo wzruszających momentów,przedstawiających okrucieństwo okupacji powieść ma w sobie również mnóstwo świetnego humoru. "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka Kartoflanych Obierek"  to powieść,która podczas czytania wywołuje uśmiech na twarzy i powoduje uczucie ciepła na sercu,a czasami również łzy w oczach. Jest to ciepła,urocza i mądra książka,poruszająca ważne kwestie,którą polecam wam z całego serca.

Cześć! Jak tam u was? :) Jak początek roku szkolnego? A może ktoś z was ma jeszcze wakacje? :D Co do książki,to ktoś z was może ją czytał albo oglądał ekranizację? :) Czekam na wasze komentarze! :D 

































niedziela, 26 sierpnia 2018

Tea Book Tag



Źródło : studyteaandbooks.tumblr.com




Na herbaciany tag książkowy natrafiłam już trochę temu na youtubie, a dokładniej na kanale Crazy Book Eater,zanim jeszcze mój blog powstał,ale bardzo mi się spodobał  (połączenie książek i herbaty to jest zdecydowanie coś cudownego!!! <3), i przyrzekłam sobie,że jeśli kiedyś dojdzie do tego,że zacznę blogować,to na pewno wykonam ten tag. A więc oto i jest! :) Inspiracją do tego tagu była dzisiejsza pogoda,zza oknem pada,a temperatura przypomina już raczej tą jesienną niż letnią. Zaopatrzyłam się więc w jeden z moich najcieplejszych swetrów i poszłam do kuchni,zrobić sobie herbatę i naszła mnie myśl,że dziś jest idealny dzień do zrobienia książkowo-herbacianego tagu.  Tak więc, bez zbędnego przedłużania,zapraszam was na moją odsłonę Tea Book Tag :)



1. Czarna herbata,czyli mój ulubiony klasyk.

Nad tym pytaniem musiałam się chwilę zastanowić,bo ja nie czytam zbyt dużo klasyków,choć chciałabym to zmienić. Najpierw pomyślałam o "Służących" Kathryn Stockett,ale po namyśle stwierdziłam,że to nie jest klasyk,ponieważ książka została wydana stosunkowo niedawno ( w 2009 roku). Potem do głowy przyszła mi "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery i to był strzał w dziesiątkę. Bardzo lubię tą powieść, szczególnie za ciepło,które aż bije z jej kart oraz samą Anie Shirley,bo to nietuzinkowa i niezwykła postać. Ogromnie polecam wam tą pozycję,bo Ani nie sposób nie pokochać!

2. Zielona herbata,czyli książka tak nudna,że przy jej czytaniu zasnęłam.

Nie jestem w stanie przypomnieć sobie tytułu,który byłyby zdecydowanie najnudniejszy,ale myślę,że to było coś z kanonu lektur szkolnych. Na pewno okropnie nużył mnie "Stary człowiek i morze" Ernesta Hemingwaya.


3. Czerwona herbata pu-ehr,czyli książka,w której bohaterowie ciągle się przemieszczają.

Po przeczytaniu tej kategorii  tej kategorii praktycznie od razu  na myśl przyszła mi "Trylogia Czasu" Kerstin Gier, wszystkie trzy tomy. Bohaterowie tych książek podróżują w czasie,także praktycznie cały czas się przemieszczają,wędrują między wiekami.

4. Herbata oolong,czyli książka,której poświęca się zbyt mało uwagi.

Tutaj wybór był trudniejszy, ze względu na to,że mam kilka takich książek. Nie wiedziałam na którą się zdecydować,ale wybór ostatecznie padł na "Odkąd cię nie ma" autorstwa Morgan Matson. Książka świetna, z niesamowicie wakacyjnym klimatem,przesłaniem i romansem w tle. Pozycja zdecydowanie warta większego zainteresowania!

5. Biała herbata,czyli książka niezasłużenie popularna.

Tą kategorię zostawię niestety bez odpowiedzi. Na myśl przychodziło mi kilka tytułów,ale jak się potem okazywało nie były one zbyt popularne,także na razie  zostawiam ten punkt bez odpowiedzi. Może kiedyś do głowy przyjdzie mi jakiś trafny tytuł,i wtedy dokonam aktualizacji,ale  na razie musi zostać tak :D 


6. Herbata yerba mate,czyli książka,przy której trzeba przebrnąć przez pierwsze rozdziały,aby akcja się rozwinęła.

Miałam tak w przypadku  jednej z teraz moich ulubionych pozycji. Chodzi mi tutaj o "Lato koloru wiśni" Cariny Bartsch. Na  samym początku nie mogła się wciągnąć,styl Bartsch do mnie nie przemawiał,ale w pewnym momencie,po przejściu tych kilkudziesięciu stron zaczęłam zakochiwać się w historii Elyasa i Emely oraz płynąć przez tą książkę! W dodatku teraz uważam styl autorki tej wiśniowo-turkusowej dylogii za fantastyczny,pełen humoru,ironii i pięknych słów. Podobną sytuację miałam z powieścią "Bez serca" Marissy Meyer,którą recenzowałam jako pierwszą na moim blogu, tylko,że tutaj musiałam przeczytać ponad sto stron,żeby zakochać się w tej historii,ale zdecydowanie było warto! Czasami opłaca się dawać książkom szansę ;)

7. Herbata ziołowa,czyli książka,którą czytano mi na dobranoc,gdy byłam mała.

W pamięć szczególnie zapadły mi wszelakie baśnie Braci Grimm.

8. Herbata owocowa,czyli moja ulubiona lekka książka.

Wybrałam do tej kategorii książkę "Rywalki" Kiery Cass. Jest to pozycja bardzo lekka,czyta się ją błyskawicznie,a przy tym jest ciekawa i interesująca,zresztą cała seria Cass odznacza się właśnie tymi przymiotnikami.


9. Iced tea,czyli książka,która zmroziła mi krew w żyłach.

Z tą kategorią miałam pewien problem. Nie czytam horrorów,ani żadnych innych rodzajów literatury,które mają za zdanie budzić w odbiorcy grozę oraz strach. Mam bujną wyobraźnię i jestem dość strachliwa,więc czytanie takich powieści nie przyniosłoby  z pewnością żadnych dobrych skutków. Po zastanowieniu do głowy przyszła mi książka,która z pewnością mroziła krew w moich żyłach,kiedy byłam młodsza. Mam tutaj na myśli "Czarownice" autorstwa Roalda Dahla. Sama treść wywoływała gęsią skórkę na moim ciele,a w połączeniu z niepokojącymi i przerażającymi ilustracjami wiedźm sprawiała,że zaczynałam obawiać się, czy w mojej okolicy nie mieszkają czarownice...

10. Rozlana herbata,czyli kogo taguję: 

Nominuję Meredith z bloga  Strefa czytania obowiązuje wszędzie i wszystkich,którzy mieliby ochotę wykonać ten tag! <3



















piątek, 24 sierpnia 2018

Drugie bicie serca- Tamsyn Murray

Zdjęcie mojego autorstwa

Trochę o treści... :


Jonny nie jest zwyczajnym nastolatkiem. Pewnego dnia serce chłopaka zatrzymało się,i od tamtej pory szpital stał się jego drugim domem. Mimo że, serce Jonnego zostało pobudzone do życia,aby utrzymać ten stan chłopak  musiał zostać podłączony do berlińskiego serca,maszyny,która ma za zadanie tłoczyć krew do wszystkich komórek ciała, w czasie trwania regeneracji mięśnia sercowego lub oczekiwania pacjenta na przeszczep. Jonny jest jedną z wielu osób,która potrzebuje  przeszczepu. Każdego dzień nastolatka naznaczony jest przez niepewność i wątpliwości. Czy dziś uda się znaleźć dawcę? Czy dziś jest dzień,w którym umrze?  Niamh i Leo są bliźniakami. Dziewczyna od zawsze czuje,że żyje w cieniu Leo. Jej brat jest popularny,powszechnie lubiany,osiąga sukcesy w piłce nożnej i gra na gitarze. Niamh jest przeciętna. Rodzeństwo często się kłóci oraz rywalizuje między sobą. Zazwyczaj to Leo wygrywał;aż do pewnego feralnego dnia, kiedy to zacięte współzawodnictwo odniosło tragiczne skutki.


Bohaterowie : 


O bohaterach stworzonych przez Tamsyn Murrary zdecydowanie mogę powiedzieć dwa słowa : realistyczni i przekonujący.  Nie są idealni,ale właśnie w tym tkwi cały sekret. Ich wady i niedoskonałości sprawiają,że czytelnik może się z nimi utożsamić i uwierzyć w autentyczność całej historii,a reakcje na poszczególne sytuacje sprawiają,że wydają się nam się bardziej rzeczywiści. Dwójka głównych bohaterów to Jonny i Niamh,którzy na zmianę są narratorami tejże powieści. Trzeba przyznać,że obydwoje są doskonale i konsekwentnie wykreowani. Niamh jest świetnie napisaną postacią. Dziewczyna od zawsze dusi w sobie masę emocji,i to niekoniecznie tych dobrych,co nasila się jeszcze bardziej po tragicznym wypadku jej brata. Jej zachowanie i postępowanie nieraz mnie irytowało,jednak doskonale rozumiała dlaczego tak postępowała. Jonny za to próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji,zacząć wszystko od początku,jednocześnie starając się dowiedzieć kim tak naprawdę jest. Również świetnie przedstawiony. Mamy również kilka postaci drugoplanowych,o których mogę powiedzieć dokładnie to samo co o głównych. Jak sama autorka przyznaje poświęciła naprawdę dużo czasu i zaangażowania w ich kreację, co według mnie wyszło jej fantastycznie.

Podsumowanie : 

"Drugie bicie serca" napisane jest prostym,ale trafiającym w punkt językiem. Autorka nie używa zbędnych słów,jednocześnie opisując wszystko bardzo trafnie i przystępnie. Tamsyn Murrary jest kolejną autorką,która z łatwością potrafi poruszać się po trudnych i ważnych tematach,których tutaj nie brakuje. Nie będę zdradzać za dużo,bo jeśli chodzi o tą powieść,to naprawdę bardzo łatwo zdradzić trochę za dużo. Napomknę tylko,że kluczowym tematem powieści jest kwestia transplantacja organów,czyli przeszczepów narządów. To ogromnie ważny temat,który jak najbardziej warto poruszać i nagłaśniać. Autorka fantastycznie zobrazowała tą sprawę (życie osoby potrzebującej nowego serca przed przeszczepem jak i po oraz sytuację dawcy i jego rodziny), w sposób przejrzysty i zrozumiały,nawet dla kogoś, kto nigdy o tym nie słyszał. Oprócz transplantacji w powieści poruszane są  również inne kwestie,które już zostawiam do samodzielnego zapoznania się,muszę tylko powiedzieć,że są tak samo dobrze nakreślone i warte poznania. Książka jest również pełna emocji,wywołuje ich w odbiorcy mnóstwo,przy czym są one bardzo intensywne i nieraz powodujące wzruszenie,mimo to książkę czyta się naprawdę szybko,choć przyznaję,że w niektórych momentach musiałam dawkować sobie czytanie,bo przeżywałam wszystko bardzo mocno wraz z bohaterami.


Troszkę owiałam tą książkę tajemnicą,ale tak jak pisałam tutaj naprawdę łatwo coś przypadkowo zaspojlerować,poza tym uważam,że gdybym napisała co nieco więcej, to odebrałoby to przyjemność z czytania :D Ktoś z was może czytał? :) Jeśli nie,to naprawdę bardzo mocno polecam zapoznać się z tą pozycją! <3 















wtorek, 14 sierpnia 2018

Jesteś dobra,jesteś mądra,jesteś ważna... czyli "Służące" Kathryn Stockett.

Zdjęcie mojego autorstwa :)

Trochę o treści.. :

"Służące" autorstwa Kathryn Stockett, to powieść obyczajowa, której akcja rozgrywa się w latach sześćdziesiątych na amerykańskim południu, a dokładniej w stanie Missisipi. Wydarzenia spisane na karatach powieści poznajemy okiem trzech bohaterek-Aibileen, Minny oraz Eugenii, nazywanej przez większość Skeeter. O bohaterkach wypowiem się szerzej trochę później, w następnym akapicie, jednak, abym mogła przedstawić wam główny zarys fabuły, muszę już teraz  przybliżyć sytuację Eugenii. Skeeter trzy miesiące temu skończyła studia, i wróciła do domu, na rodzinną plantację bawełny,gdzie czuje,że nie do końca pasuje. Dziewczyna od zawsze marzyła  zostać dziennikarką i pisarką,jednak nie jest to takie proste. Eugenia otrzymuje listy odmowny od Elaine Stein, redaktorki "Harper and Row", nowojorskiego wydawnictwa,w którym pragnęła zacząć pracować. Pani Stein podkreśla,że zważywszy na brak doświadczenia Skeeter, nie może jej przyjąć; radzi jej również,aby dziewczyna załatwiła sobie staż w miejscowej gazecie oraz pisała przede wszystkim o tym,co ją porusza,a już szczególnie, jeśli nie interesuje to nikogo innego. Redaktorka obiecuje także przyjrzeć się najlepszym pomysłom Skeeter i wydać na ich temat opinię. Młoda dziewczyna idzie za jej radą,i  udaje się do lokalnej redakcji "Jackson Journal",gdzie otrzymuje posadę panny Myrny,kobiety,która prowadziła kącik z poradami na temat prowadzenia domu,jednak z różnych przyczyn już nie pracuje na tym stanowisku. Mimo że,nie jest to dla świeżo upieczonej dziennikarki nic szczególnie ambitnego,to uznaje to,za dobry początek do czegoś więcej. Niestety jest jeszcze mały szczegół, Skeeter ani trochę nie zna się na prowadzeniu domu,dlatego postanawia zwrócić się  o pomoc do Aibileen, czarnoskórej pomocy domowej swojej przyjaciółki Elizabeth. Podczas jednego z ich spotkań między Skeeter a służącą nawiązuje się dłuższa, zahaczająca o zgoła inne zagadnienia niż plamy z tłuszczu, czy pleśń pojawiająca się na słoikach rozmowa. Aibileen, nawet o tym nie wiedząc podsuwa Skeeter pomysł na kontrowersyjną, śmiałą,ale równocześnie jakże ważną i pouczającą opowieść, która może odmienić wszystko,ale również przysporzyć bohaterkom wiele kłopotów.

Bohaterowie : 

The Help (2011) - starring Emma Stone as Skeeter Phelan, Viola Davis as Aibileen Clark & Octavia Spencer as Minny Jackson - life-changing movie & book by Kathryn Stockett
Źródło: mmorrow.tumblr.com
Przechodząc do postaci,uważam,że Kathryn Stockett odwaliła tutaj kawał świetnej roboty. Na kartach powieści przewija się cały wachlarz fantastycznie wykreowanych bohaterek,bo to książka głównie o kobietach,jednak świetnie rozpisanych  męskich postaci również  nie brakuje. Pani Stockett poświęciła mnóstwo uwagi zarówno głównym postaciom, jak i tym pobocznym. Historia przedstawia nam sylwetki ciepłych,silnych i niesamowicie odważnych kobiet,nie brakuje również postaci bezwzględnie wyrachowanych i aroganckich,dzielących ludzi na gorszych i lepszych pod pretekstem pseudo równouprawnienia, oraz takich,którzy swoją obojętnością,uległością i ślepym trwaniu w tylko na pozór dobrym systemie przywalają na niesprawiedliwości,która wylewa się z kart książki. Jedno jest pewne,wobec żadnego z bohaterów nie można przejść obojętnie. Autorka sprawiła,że bohaterowie wydają nam się niczym z krwi i kości. Postanowiłam,że pod lupę wezmę sylwetki trzech głównych bohaterek,które przedstawiają akcję powieści swoimi oczami. Mowa tutaj oczywiście o wspomnianych już wcześniej Eugenii, Minny i Aibileen,jednak w powieści przewija się również kilka innych fantastycznych postaci,które ujęły mnie ze serce i zostawiły w nim ślad,takich jak na przykład : Celia lub Johnny Foote,na których warto zwrócić uwagę, podczas czytania tejże powieści. Przechodząc do głównych bohaterek,gdyby ktoś spytał się mnie,którą z nich najbardziej lubię, nie byłabym w stanie odpowiedzieć. Każda z nich jest wspaniała na swój własny sposób i każda warta uwagi. Jako pierwszą poznajemy Aibileen, czarnoskórą kobietę,która pracuje jako służąca w domu Elizabeth Leefolt. Aibileen jest niesamowicie ciepłą,mądrą i przepełnioną  miłością kobietą. Zawsze stara się pomóc wszystkim,którzy tego potrzebują; mimo ogromnego strachu i niebezpieczeństwa,jakie może powziąć za sobą  ta decyzja, Aibileen,jako pierwsza postanawia  pomóc Skeeter i opowiedzieć swoją historię. Minny jest najlepszą przyjaciółką Aibileen,ale właściwie jest  jej przeciwieństwem. Minny ma wybuchowy temperament,jest typem osoby,która nie pozwoli dmuchać sobie w kaszę; często nie może również powstrzymać się od pyskowania,co nierzadko ściąga na nią kłopoty.  Minny jest naprawdę silną kobietą,często nie daje po sobie poznać tego,co naprawdę czuje.  Przez Hilly Hollbrook,która  ją zwolniła i rozpowiedziała po całym mieście,że Minny jest złodziejką nie może znaleźć nigdzie zatrudnienia. Eugenia Phelan jest z trochę innego świata niż dwie pozostałe bohaterki,i w przeciwieństwie do nich jest biała. Skeeater jest bardzo ambitna,podąża za swoimi marzeniami; na przełomie książki przechodzi przemianę,która widoczna jest na koniec powieści. Według mnie zmienia się zdecydowanie na plus; postać Skeeater pokazuje jak ważna jest akceptacja siebie i postępowanie według swoich ideałów. Wspaniała bohaterka!


Podsumowanie :

"Służące" napisane są prostym,ale bardzo przyjemnym językiem. Autorka już od pierwszej strony przenosi nas w świat upalnego amerykańskiego południa,i nie wypuszcza aż do samego końca historii. Największą zaletą powieści jest zdecydowanie szerokie spektrum istotnych spraw,które porusza. "Służące"mogłabym porównać do trafionego, pięknie zapakowanego prezentu. Główną istotą książki jest problem rasizmu . Przedstawiane są przede wszystkim różne sposoby traktowania czarnych służących,ale również ogólnie ludzi czarnoskórych. W pewnym momencie w książce zostają przytoczone nawet rzeczywiste, obowiązujące w różnych okresach czasu na południu Stanów Zjednoczonych. Nawiązując do mojego wcześniejszego porównania,  kwestia segregacji rasowej społeczeństwa jest tutaj naprawdę genialnie poruszona,autorka przekazuje nam uniwersalne,a jednocześnie często przez nas zapominane prawdy,jednak mam wrażenie,że ten problem,choć jest myślą przepowiednią historii,to otwiera drzwi do mnóstwa innych,równie ważnych zagadnień,jest właśnie tym mieniącym się papierem z wielką kokardą na środku,który już sam wygląda zachwycająco,ale wewnątrz skrywa coś równie wspaniałego. Pojawiają się tutaj takie kwestie jak: akceptacja siebie, kwestia prawdziwej miłość, sprawa ograniczeń,które sami sobie często nakładamy i wiele,wiele innych,których nie będę  zdradzać,aby nie obierać wam przyjemności i radości z czytania i odnajdywania  tych wartościowych tematów. Zresztą Kathryn Stockett posiada,tak jak wcześniej pisałam,naprawdę lekkie i przyjemne pióro, przez co i dzięki czemu, przedstawia te wszystkie sprawy w niesamowicie lekki i przystępny sposób,także nic tylko czytać. Zresztą dla samej autorki są to tematy niezmiernie bliskie i powieść jest dla niej w pewnym stopniu personalna. Nie będę wam zdradzać dlaczego,wszystkiego można dowiedzieć się z podziękowań oraz takiego jakby posłowia od autorki,które znajdują się na samym końcu książki. Przy czytaniu "Służących" rekomenduję zapoznać się ze słowami autorki,bo naprawdę warto. Zwracam na to uwagę,ponieważ ja sama rzadko czytam wszelkiego rodzaju podziękowania i komentarze od autorów,raczej je omija,a ta powieść pokazała mi,że czasem warto zwrócić na tego typu rzeczy uwagę.

Cześć! :) Trochę mnie tutaj nie było,ale już nadrabiam zaległości :) Co do "Służących" mam wrażenie,że nie  ważne jak dużo nie   napisałabym i jak bardzo nie wychwalałabym tej książki, to i  tak nie oddam w pełni wspaniałości tej pozycji. A wy czytaliście "Służące", może widzieliście ekranizację? :) I jak to jest u was? Czytacie podziękowania i posłowia, czy raczej je omijacie?  Zdradzę wam taką ciekawostkę,jakby zza kulis powstawania recenzji :D Podczas jej pisania,w tle cały czas leciała mi ścieżka dźwiękowa właśnie z ekranizacji "Służących". Muszę wam ją polecić,bo jest naprawdę cudowna! <3 W szczególności uwielbiam utwór Thomasa Newmana "Ain't You Tired". Co teraz czytacie? :) Ja jestem w trakcie "Drugiego bicia serca", i na blogu niedługo powinna pojawić się recenzja tejże powieści :)



 











środa, 4 lipca 2018

O czarach,miłości, szaleństwie i kapeluszach (z dużą domieszką przystojnych jokerów i dyniowych ciast)... czyli "Bez serca"Marissy Meyer.


Gorąco zapraszam na recenzję książki, która choć  nie ma serca, to doszczętnie je łamie.



Trochę o treści... :

"Bez serca" jest retellingiem i swego rodzaju, nieoficjalnym prequelem "Alicji w Krainie Czarów",a dokładniej historii  Królowej Kier. Rzecz w tym,że siejąca postrach Królowa Kier,nie zawsze była taką jaką  ją przedstawia  w swoich powieściach Lewis Carroll.  Pozbawiona skrupułów,bezwzględna
 władczyni była kiedyś,po prostu Cathrine.

Zdjęcie mojego autorstwa :)

 Córką Markiza Skalistej Zatoki Żółwiowej,która kochała 
piec i marzyła o otworzeniu najznakomitszej cukierni w całym Kier,wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką. 
Dziewczyną,która chciała zakochać się na własnych warunkach. Kimś kto marzył o szczęściu,ale niekoniecznie w koronie na głowie.
 Niestety okazuje się,że matka  dziewczyny  posiada  zgoła inną wizję na to,jak ma przybiegać życie jej córki. Wizję pozbawioną  tart,cukru pudru i mąki pod paznokciami,ale za to z przyjęciami, klejnotami  i Królem Kier u boku Cath. Markiza uważa,że to niedopuszczalne,aby młoda kobieta,w dodatku arystokratycznego pochodzenia, zajmowała swój czas,na tak absurdalne i prostackie zajęcie,jakim jest pieczenie,zwłaszcza,że Cath jest tak dobrą partią do zamążpójścia.
 Dziewczyną zaczyna interesować się sam Król Kier,który ma dość jednoznaczne zamiary wobec Cath. Monarcha upodobał sobie właśnie Cath na swoją królową,co pragnie zakomunikować już na najbliższym balu. Sprawy przybierają jednak nieoczekiwany obrót. Podczas balu dziewczyna poznaje Figla,tajemniczego dworskiego błazna. Catherine ulega urokowi tajemniczego młodzieńca. Dwójka zakochany adoruje się w tajemnicy.



Bohaterowie : 



Zdjęcie mojego autorstwa :)
Jeśli chodzi o bohaterów to trzeba przyznać,że są naprawdę świetnie wykreowani. Meyer sprawiła,że są bardzo ludzcy i rzeczywiści. Czytelnik może bardzo łatwo ich polubić,zżyć się z nimi,kibicować im,a nawet się z nimi utożsamić,ale przejdźmy do konkretów. Głównymi bohaterami są oczywiście Cath i Figiel. Catherine Pinkerton jest postacią można by rzec tragiczną,rozdartą między dwiema potrzebami. Cath pragnie jednocześnie zadowolić swoich rodziców oraz podążać za swoimi marzeniami i miłością,co jest oczywiście niemożliwe,bo obydwie strony posiadają zupełnie dwojakie spojrzenie na przyszłość głównej bohaterki. Polubiłam ją i kibicowała jej oraz bardzo współczułam.  Moje serce pękło, kiedy dotarłam do końcówki powieści. Cath jest postacią,z którą można się utożsamić. Bohaterka pokazuje i uczy nas,jak ważna jest walka o własne marzenia i szczęście,asertywność oraz  to,żeby przeciwstawiać się ogółowi,jeśli tak naprawdę myślimy inaczej. Drugim z dwójki  głównych postaci jest Figiel ( w opisie książki jest Jest,czyli oryginalna wersja naszego Figla,co wynikło pewnie z błędu kogoś z wydawnictwa.  Osobiście myślę,że Figiel brzmi dużo lepiej i świetnie oddaje osobowość samego Jokera,ale to może kwestia tego,że przyzwyczaiłam się do tego imienia,gdyż towarzyszyło mi podczas trwania całej historii. :) ) Jeśli chodzi o postać Figla,to całkowicie mnie oczarowała. Figiel jest tak bardzo magiczną,czarującą,ujmującą  i uroczą postacią,że z pewnością zajmie wysoką pozycję na liście waszych książkowych ideałów,już po przeczytaniu pierwszych fragmentów  z jego udziałem. Te jego komplementy i wyznania,i to jak bardzo troszczy i martwi się o Cath. Figiel jest po prostu cudowny,jednak też bardzo tajemniczy,co czasami również dodaje magii i uroku całej jego postaci. Oczywiście w powieści jest też mnóstwo innych,wspaniałych, drugoplanowych postaci takich jak Kapelusznik czy Kruk oraz równie świetnych  bohaterów epizodycznych między innymi Żółwia,którego możemy kojarzyć już pod nieco inną postacią z "Alicji w Krainie Czarów". W "Bez serca" Marissa Meyer przedstawia nam swój pomysł na to,jak i dlaczego Żółw stał się Żółwicielem, i za to między innymi kocham tą książkę,ale o tym,już więcej w następnej kategorii.

Podsumowanie :


Marissa Meyer w naprawdę fantastyczny sposób łączy ze sobą teraźniejszy świat Cath z przyszłą rzeczywistością Alicji,tworząc alternatywne wytłumaczenia sytuacji i położeń postaci Carolla Lewisa. Meyer wręcz bawi się tym światem i naprawdę bardzo dobrze jej to wychodzi. Całość dopełniają jeszcze cudowne i barwne opisy Kier i jego mieszkańców,uwarunkowane niezwykłym i niesamowitym stylem autorki. Pióro Meyer jest niezwykle plastyczne i posiada w sobie taką niesamowitą i niewymuszoną lekkość,która sprawia,że wszystko co pisze autorka wydaje się zawierać w sobie magię i  tajemnice. Meyer pisze tak,że czytelnikowi z łatwością przychodzi wyobrażenie sobie tego magicznego świata z najmniejszymi szczegółami oraz potrafi świetnie budować, zależną od sytuacji atmosferę. Nie można też zapomnieć o cudownych opisach ciast,które piekła główna bohaterka,które sprawiają,że czytający od razu robi się głodny. Autorka potrafi też naprawdę dotkliwie wpływać na emocje odbiorcy. Podczas czytania tej książki doświadczyłam całej gamy uczuć,od radości i podekscytowania,aż do smutku i łamiącej serce rozpaczy. Dawno żadna książka,aż tak mną nie wstrząsnęła mimo że, po części wiedziałam już jak się skończy cała historia. Opowieść o Cath i Figlu całkowicie mną zawładnęła mimo że,na początku nie było tak kolorowo. Przez pierwsze sto stron nie mogłam się jakoś tak wbić w akcję,w cały ten świat i w ogóle w tą historię,ale kiedy już przez nie przebrnęłam,to zupełnie przepadłam,a w dodatku zostałam jeszcze pozbawiona serca. Zostaje mi tylko polecić wam tą cudowną historię miłosną,z przesłaniem i szczyptą goryczy,tylko w trakcie lektury uważajcie na swoje serca i na głowy również,bo z Królową Kier różnie bywa. 


Uff,no to pierwszą recenzję mamy już za sobą :D xD Mam nadzieję,że wam się spodobała :) :) Pisałam ją jakieś 2 miesiące po przeczytaniu,czego szczerze nie polecam xD :D
Chciałabym jeszcze bardzo,bardzo podziękować  Meredith z bloga Strefa czytania obwiązuję wszędzie, (do którego wam oczywiście podrzucę linka na  dole :) ), dzięki której mogłam przeczytać tą książkę :) <3 Meredith zorganizowała book tour właśnie z "Bez serca",który zresztą z tego co mi wiadomo dalej trwa,i do którego można się jeszcze zapisać,także jeśli ktoś by chciał,to bardzo polecam i samego bloga również bardzo,bardzo rekomenduję! <3
https://strefa-czytania-obowiazuje-wszedzie.blogspot.com -link do bloga Meredith :) Wchodźcie,zostawcie dużo miłości i zapisujcie się do book touru <3 xD :D  














  







Słowa mają wielką moc... Mów własnym głosem. 50 lekcji jak głosić swoją prawdę autorstwa Reginy Brett.

O kim mowa? :  Regina Brett to dziennikarka,która została dwukrotnie uhonorowana Nagrodą Pulitzera. Jej felietony zyskały uznanie na ca...